sycylia to bardzo dobry wybór na urlop/weekend we wrześniu i/lub październiku. nastawiona przez przyjaciół, spodziewałam się rewelacyjnej pizzy i równie dobrych lodów.
zatem
pizza jest - zwyczajnie - dobra. nie trafiłam na nic, za czym mogłabym tęsknić. a wiele razy próbowałam :-) bardzo mnie cieszy, że dobrą - prawdziwie włoską - pizzę mam w zasięgu ręki. w co najmniej paru pizzeriach w mieście :-)
lody. są bardzo, bardzo, słodkie. dla mnie: za bardzo. po powrocie z chęcią poszłam do ulubionej lodziarni za rogiem. nie warto lecieć na włoską wyspę na lody.
natomiast. warto lecieć na sycylijskie winogrona. są aromatyczne, pełne słońca, chrupiące. idealne. pierwszy raz widziałam w sprzedaży grona z kawałkami łodygi. baardzo wygodne.
podobnie, jak lody, równie słodkie są wyspiarskie desery. królują różności z ricottą. pozycja obowiązkowa to cannoli siciliani - rurki z ciasta faworkowego (?), wypełnione słodkim serem i kawałkami czekolady. nie trafiłam na tiramisu. jak wyjaśnił nam pan z wypożyczalni: tiramisu to włoski deser. nie sycylijski.
będąc we włoszech, nie mogłam nie spróbować kawy.
i choć nie jestem fanką...
przypadła mi do gustu latte macchiato. składa się z dużej ilości spienionego mleka, espresso i mlecznej piany. dla mnie jest to sama piana. i to jaka (!)
spróbowałam znaleźć taką w moim mieście. (nadal) nie jestem fanką, więc poddałam się - bez żalu - po jednej nieudanej próbie :-)
dobrą pizzę mam u siebie. dlatego na moim sycylijskim stole królowały makarony. często z sosem na bazie pomidorów. pyszności. lokalna specjalność: pasta alla trapanese, czyli makaron z pesto, migdałami i czosnkiem; podbiła moje serce. na tyle, że będę nią rozpieszczać moich znajomych :-)
polecam Wam lokalne sery pecorino i sycylijskie, małe, czarne oliwki. a przede wszystkim: polecam Wam sycylię :-)
p.s.:
zapomniałabym. spróbujcie opuncję figową. warto :-)