30 sierpnia 2013

pierwszy mecz

obejrzany na żywo za mną. było zaskakująco.
nie spodziewałam się, że nie ma komentatora.
nie spodziewałam się, że tak łatwo przegapić bramkę. i nie mówię o wyjściu po hot-doga, do toalety lub sms-owaniu w tym momencie. wystarczyło zagapić się na moment, stracić uważność. na pewno ma znaczenie, że to nie nasi strzelali gole. przegapiłam (tylko) jeden. co uważam za sukces ;-).
nie spodziewałam się, że nie ma powtórek bramek na telebimach.
najbardziej nie spodziewałam się ... że śląsk ma takich fantastycznych kibiców. pewnie nie tylko śląsk, ale tylko ich widziałam w akcji. droga na stadion była super. chodniki, tramwaje, samochody pełne ubranych na zielono fanów futbolu. wszyscy uśmiechnięci, radośni. na stadionie komplet. zielono. doping zwalił mnie z nóg. 91 minut skandowania, śpiewania, klaskania. bez przerwy.  bez względu na wynik i jakość gry. podziwiam kondycję. i zapał. żałuję, że nie widziałam, jak się cieszą. za gardło ścisnął mnie hymn i logo klubu, które z kolorowych kartek utworzyli kibice.
było zaskakująco.

29 sierpnia 2013

koniec wakacji

tegoroczne wakacje dobrze się kończą.
  • deser rabarbarowo - jogurtowy wyszedł bardzo, bardzo. zaskoczył mnie smak i konsystencja połączenia bitej śmietany z jogurtem. będę powtarzać. wielokrotnie.
  • orki do kiszenia są jeszcze dostępne w osiedlowym sklepiku. z niezbędnymi dodatkami. sól kupiona - niezawodnie - w innym osiedlowym. bo o sól do przetworów coraz trudniej.
  • zaszalałam z makijażem. smoky eyes. usta, jak maliny. odrobina brokatu na twarz. śliwkowo - malinowe paznokcie. czuję się, jak lady million ;-)
  • po południu spotkanie z Anią
  • wieczorem najazd gości i pierwszy w życiu mecz piłki nożnej. na żywo i mean :-)

27 sierpnia 2013

jesień puka

do drzwi lata. po powrocie z urlopu podskórnie czułam, że jest tuż. potem klucz bocianów. pierwsze śliwki na straganach z owocami. chłód poranka. wczoraj po raz pierwszy zapaliłam wieczorem światło. bo słońce zachodzi coraz wcześniej. 

zrobiłam - co prawda - sok malinowy. ale: nie ukisiłam ogórków. nie jestem więc gotowa. potrzebuję jeszcze chwili :-) 

* * *
wieczór z piłką nożną to świetna okazja, by upichcić paprykarz. wdycham kuchenne aromaty. zapach późnego lata :-)
dla odmiany: mąż nakupił rabarbaru (!). na deser jogurtowy :-)  

25 sierpnia 2013

minął weekend

miałam go spędzić pływając. tymczasem wypad nad jezioro został przesunięty na przyszły tydzień. 
zatem
upiekłam ciasto śliwkowe. zdobyliśmy rodzinnie pobliską górkę. (ja jako ostatnia. ktoś musiał być ostatni, prawda? nie jestem sprinterką ;-)) zrobiłam kilka zdjęć. zjadłam wyjątkowego drożdżowca u teściowej. odwiedziliśmy dawno niewidzianych znajomych. zachwycił mnie nowy look ich chatki. kupiliśmy maliny. zaczęłam robić sok :-) 
wokół wszyscy coś remontują/meblują/zmieniają. wpisując się w trend: przemalowałam słonia. generalna próba przed sypialnią ;-)

pierwszy raz w życiu widziałam odlatujące bociany. pierwszy tegoroczny objaw jesieni (przed śliwkowym :-))

22 sierpnia 2013

więc dlaczego nie chcesz spać?

księżyc zza okna zerka pełnią swej krągłości. lubię pełnię. nie śpię z innego powodu. czy warto się kłaść o trzeciej pięć ?

warto :-)

20 sierpnia 2013

zaklinanie czasu

od weekendu ścigam się z czasem. jestem realistką. wiem, kto wygrywa. mimo to - robię, co mogę. 

dla równowagi obmyślam metamorfozę sypialni. sosnowe meble przez lata pociemniały. też przegrywają. odrobina bieli powinna pomóc. 

meblom i mnie :-)

14 sierpnia 2013

dlaczego jeszcze nie śpię

o tej niemożebnej porze (?)

bo od jutra dłuugi weekend. który dla mnie - dla odmiany - będzie wypełniony pracą. esencja pracy. od świtu do zmierzchu. bez przesady.

ale

planuję światełka w tunelu:

codzienny wieczorny spacer
pierwsze ciasto ze śliwkami (by mąż)
niedzielne popołudnie w ogrodzie u znajomych (z drugim śliwkowym)
oraz: fasolkę szparagową

udanego weekendu :-)

11 sierpnia 2013

pourlopowo

kolejna wyprawa nad bałtyk za nami.  trzeci rok w tym samym miejscu. do trzech razy sztuka :-). jak co roku - było super. tak samo i inaczej. parasol - namiot okazał się świetną inwestycją. na upalne dni i wietrzne wieczory. na plażę chadzaliśmy piechotą. zapach lasu o poranku to coś, czego nie mam na codzień. morze szemrało, mruczało lub huczało. w zależności od nastroju. jak kobieta ;-). 
dużo spacerowaliśmy. spaliśmy na plaży. nie kusiła nas ani koszykówka, ani nadmorskie desery. 
trafiliśmy na pyszne obiady z najwyższym ciastem drożdżowym, jakie jadłam (o deser dnia zapytaj Kaśkę). 
dostałam naszyjnik z bursztynów i korali. 

dowiedziałam się, że jedyne obiekty mające gości cały rok, to trzy najdroższe hotele/pensjonaty. zastanawiam się, czy umiałabym prowadzić pensjonat?

2 sierpnia 2013

niespodzianka

dziś okazało się, że mąż nie lubi wysokich, szczupłych kobiet. 

a ja ?

(podobno) nie jestem wysoka i nie za szczupła.

no nie wiem.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...