26 sierpnia 2015

small talk

Leo w empiku. bez gry wstępnej* podchodzi do sprzedawcy. 

- jest 'sens' ? - pyta, patrząc jej w oczy
- nie ma 'sensu'. - pada odpowiedź

spojrzenia, uśmiechy, rozbawieni ludzie wokół.

* bo on jest strażnikiem. dla mnie - dla odmiany - największą frajdą zakupów tam, jest czas, gdy jeszcze nie stoję w kolejce do kasy. 
uwielbiam kręcić się między półkami. zaglądać do gazet. wąchać książki. wybierać kartki. w empiku godzina trwa 15 minut. max :-)

24 sierpnia 2015

tiramisu

nie jest moim ulubionym deserem. na palcach jednej ręki mogę policzyć, ile razy zamówiłam go do kawy. przegrywa z ciastem rabarbarowym, tym ze śliwkami, czy choćby ulubioną szarlotką. 
niedawne upały sprawiły, że ten prosty deser (prosto z lodówki) wydał mi się idealną propozycją dla moich gości.
poniższy przepis jest moją wariacją na temat słynnego włoskiego oryginału. jest bez jajek. do kremu dodaję śmietanę. a likier amaretto zastępuję likierem z orzechów laskowych. dodaje niesamowitego uroku :-)
polecam w upalne letnie dni :-) 


składniki (na kwadratowe naczynie):

500 g sera mascarpone (duże opakowanie lub dwa małe)
400 ml śmietany 30 %
5 łyżeczek cukru (u mnie trzcinowego)
2 opakowania biszkoptów tzw. kocie języczki (zużywam 1,5 opakowania)
350 ml mocnej kawy
50 ml likieru orzechowego (u mnie z orzechów laskowych) 
odrobina kakao

zaparzamy mocną kawę. studzimy. od ostudzonej dodajemy likier.
śmietanę ubijamy z cukrem. słodzimy z umiarem, pamiętając, że biszkopty są bardzo słodkie. słodycz masy i biszkoptów powinna równoważyć gorycz kawy i likieru. 

podobno włoski pierwowzór jest baaardzo słodki. i nam - polakom - nie smakuje w takiej wersji. dlatego zaprzyjaźniony włoch, który w augustowie przygotowywał dla swoich gości nieziemskie tiramisu, ograniczał ilość cukru. ja ograniczam ją jeszcze bardziej. spróbujcie - polecam :-)

wracając do przepisu: do ubitej śmietany dodajemy (po łyżce) ser mascarpone. delikatnie mieszamy. można robotem, na niskich obrotach. 

mając przygotowane wszystkie składowe, przechodzimy do ostatniego etapu. 
biszkopty moczymy w kawie i układamy ściśle na dnie naczynia. są delikatne i bardzo szybko chłoną ciecz. dlatego zanurzamy każdy biszkopt dosłownie na pół chwili. energicznym ruchem. zanurzając do połowy, max. do 2/3 wysokości. wyjątkiem są te biszkopty, które są dedykowane do robienia tiramisu (ja kupuję takie w lidlu). te nie są tak chłonne i możemy moczyć je dłużej, ze wszystkich stron, żeby nasiąknęły roztworem kawowo-orzechowym.
na warstwę ciastek wykładamy połowę kremu. oprószmy kakao.
układamy drugą warstwę kawowych biszkoptów. przykrywamy pozostałą masą. posypujemy wierzch kakao. 
przykrywamy naczynie z tiramisu folią aluminiową i wstawiamy do lodówki. podobno wystarczą 2 godziny. z doświadczenia wiem, że najlepiej smakuje na drugi dzień. dlatego warto przygotować go na noc.

s m a c z n e g o    :-)

21 sierpnia 2015

(miasto) by night

kiedy nadchodzą takie dni, gdy upał sprawia, że wolimy zostać w domu; nawet takie skowronki, jak ja, zamieniają się (na moment) w nietoperze.

ciepłe noce to fantastyczna sprawa. 
 mrożona kawa o północy i gwar rynku.
opustoszałe (nad ranem) ulice. 
kilka miłych wspomnień.
  jeśli o mnie chodzi: jestem na tak :-)
w takie noce biorę pod uwagę przeprowadzkę do hiszpanii ;-)

19 sierpnia 2015

śliwki

już są. 

ciemne i aromatyczne. pierwszy nieśmiały zwiastun, że lato dojrzało. osiągnęło pełnię. a teraz, z każdym dniem, będzie go trochę mniej.

niezauważalnie mniej.

17 sierpnia 2015

uśmiech losu


tym razem los uśmiechnął się do mnie piękną torbą i (pasującym) kocem plażowym. bardzo letnio, bardzo wakacyjnie. 

są chwile, gdy sama siebie zaskakuję. jak wtedy, gdy otworzyłam przesyłkę. nie wybrałabym sobie takiej torby. a zachwyciłam się od pierwszego spojrzenia. 
 
dziękuję nie-matko polko :-)

14 sierpnia 2015

be happy :-)

odkryłem klucz, który pozwala zrozumieć różnicę pomiędzy przyjemnością i szczęściem. gdy czujemy satysfakcję, robiąc coś, lub otrzymując jakakolwiek nagrodę, jest to przyjemność. gdy odczuwamy satysfakcję bez żadnego powodu - to szczęście.
paradoks pomiędzy szczęściem a przyjemnością polega na tym, że jeżeli szukam przyjemności, szczęście znika; jeżeli  szukam szczęścia, przyjemność rośnie.

- Christian Boiron (w wywiadzie dla zwierciadła 8/2015)

12 sierpnia 2015

ciasteczkowy potwór

to moja wersja biszkoptowego potwora, którym poczęstowała mnie pewnego słonecznego dnia przemiła hostessa. skusiłam się tylko dlatego, że dwa łyki, to porcja kawy w sam raz dla mnie :-). 
w plastikowym kubeczku dostałam wariację na temat kawy mrożonej. tak smaczną, że poprosiłam o przepis. w ten sposób poznałam biszkoptowego by tchibo. w moim słowniku słowo 'biszkopt' nie funkcjonuje. przez skojarzenie nazwałam ją ciasteczkowym. a ponieważ nie dodaję ciastek, powinnam nazywać tę kawę po prostu: potworem ;-)

zapraszam was na błyskawiczną, pyszną kawę mrożoną. w sam raz na letnie ekstrema :-)



składniki:

2 łyżeczki kawy rozpuszczalnej (u mnie 1,5)
5 łyżek mleka skondensowanego
100 ml zimnego mleka
6 biszkoptów (pomijam)
5 kostek lodu


składniki miksować przez ok. minutę.* gotowe :-)

* jeśli wasz mikser nie kruszy lodu, można go osobno rozdrobnić, np. tłuczkiem do mięsa. 
** jeśli - tak, jak ja - zrezygnujecie z biszkoptów, a kawa będzie dla was zbyt gorzka, możecie dodać miód/syrop klonowy/cukier.
*** nie dajcie się zwieść małej ilości cieczy. z podanej ilości wychodzą dwie szklanki napoju. dla miłośników: jedna, w wersji xxl :-)


s m a c z n e g o   :-)

10 sierpnia 2015

idol


al pacino  z r o b i ł   ten film.  

p.s.: lubię ten czas, gdy marznę w kinie.

7 sierpnia 2015

pocztówka z wakacji

(dziś trudno w to uwierzyć, ale) zmarzłam tego lata. pierwszy raz ever było mi zimno nad morzem. 


było tak wietrznie i deszczowo, że nie mogło być mowy o rozbieraniu. sukienki pojechały, powisiały i wróciłyśmy ;-) 
- bardzo udany zakup - powiedział. o kangurce z kapturem i linami do cumowania sporych łodzi. nie to miałam na myśli, mówiąc, że mu udowodnię

uratowała nas sauna, zupy i kluby. przebojem tegorocznego lata: szachy (!). 


było na tyle ciepło, że zdążyłam się zakochać w nadmorskich naleśnikach. przy szachach - otulona kocem - sączyłam mrożoną. i dałam się wyciągnąć na rower.* 

* wróciłam przemoczona do suchej nitki. jak kiedyś, przy chatce górzystów. tyle, że teraz nie było ognia, przy którym mogłabym wysuszyć skarpetki i ogrzać dłonie. 

5 sierpnia 2015

letni czas



druga połowa lata. baluj więc. z pomocą mamy, lub bez :-)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...