31 grudnia 2011

do siego roku




spełnienia marzeń :-)

30 grudnia 2011

sylwestrowe planowanie

miasto w tym tygodniu spokojne jak mało kiedy. młodzież ma ferie :-). puste autobusy. niewiele aut. ulice jaśnieją lampami i lampionami. cudownie oświetlona galeria w centrum.  

mieliśmy piękne plany na jutrzejszy wieczór: ja, Leo i piżamy. w opcji de-lux: toast z sąsiadami. tymczasem zostaliśmy wyciągnięci na wieczór urodzinowo-sylwestrowy do kina. ciekawa odmiana.  

niezapowiedziane szaleństwo sobotniej nocy należy zrównoważyć :-). dlatego zanim wieczorem włożę coś błyszczącego, od rana nastawiam się na błogie lenistwo. łóżkowo – piżamowe. powłóczyste. z książką w reku.  z herbatą u boku. z pyszną zupą koło południa. już jutro :-)

29 grudnia 2011

końcowe odliczanie

święta nieodmiennie, co roku, bez wyjątku, napawają mnie radosnym podnieceniem. przed magiczną zmianą roku wyciszam się. przychodzi nostalgia. jaki był mijający rok ? jaki będzie nadchodzący ? 

kilka lat temu, usłyszałam w radio sondę. reporter zadawał przechodniom pytania: jaki był Pani/Pana największy sukces? jaka największa porażka? niby nic, a jednak to bardzo osobiste pytania. zadawałam je znajomym. wielu wymigało się od odpowiedzi. zaskoczył mnie Adaś – wzór cnót różnorakich.  ocean cierpliwości, oaza spokoju. zapytany o największy sukces, odparł (mówiąc o sobie i Ani):
udało nam się umeblować mieszkanie i się przy tym nie pozabijaliśmy.
największa porażka?
bardzo mało brakowało …


wieść niesie, że 2012 ma być wyjątkowy. nie tylko ze względu na Polsko-Ukraińskie EURO ;-) nie tylko dlatego, że jest przestępny. ma być początkiem nowej ery w dziejach ziemi.  
ciekawe, prawda ?

28 grudnia 2011

lubię poranki

grudniowe – choć ciemne – rozświetlam blaskiem lampek choinkowych.  lubię poranny bezruch. ciszę. lubię te chwile, gdy zmrok powoli ustępuje miejsce światłu budzącego się dnia. sączę zieloną herbatę, która o tej porze smakuje wyśmienicie.  delektuję się. chłonę spokój. zbieram siły. mimo powoli ustępującej senności: jestem szczęśliwa.

27 grudnia 2011

i już po ...


święta minęły w okamgnieniu. było rodzinnie, choć nie tak wesoło jak kiedyś u szwagra. za rzadko się widujemy – ot co. prezenty nie zmieściły się pod choinką. kolędowaliśmy do późnego wieczora. udało się nie narzekać na brak śniegu ;-). i gdy dopijaliśmy ostatnią kawę, tematy zaczęły się rozkręcać i płynąć od jednego do drugiego.  idzie wiosna, więc może będziemy spotykać się częściej. wróciliśmy objedzeni i rozleniwieni – wyjątkowo niedługą - przerwą świąteczną.

Adaś zaprosił nas na sylwestra na zaległe urodziny. będą znajomi, których 100 lat nie widzieliśmy. tymczasem delektujemy się ostatkami makowca.   i tym, że dzień będzie coraz dłuższy :-)

23 grudnia 2011

wesołych świąt :-)


spokojnych, pełnych radości i rodzinnego ciepła. pachnących choinką i barszczem. i kapustą z grzybami. rozbrzmiewających kolędą i śmiechem.

w e s o ł y c h      ś w i ą t  :-)

19 grudnia 2011

choinkowo

prezenty prawie wszystkie kupione. dwa już nawet wydane: byliśmy u chrześnicy. dostała szmacianą lalkę - najładniejszy prezent pod tegoroczną choinką :-). parę zakupów jeszcze w drodze i dla mamy muszę coś dokupić. już wiem co i gdzie, więc ok. wczoraj chciałam się zabrać za pakowanie, i okazało się że nie mam papieru ... to się nazywa szczęście ;-) 
w sklepach tłumy. z jednej strony dobrze, bo świadczą o tym, że ludzie mają pieniądze. z drugiej jednak nie lubię tłoku. staram się unikać zatłoczonych miejsc. 

kulinarne przygotowania zakończone. zrobiłam krokiety z kapustą i grzybami. tym razem bez panierki, bo panierka nie jest moją ulubioną częścią krokieta . przygotowałam gołąbki z warzywami - pierwszy raz z takim nadzieniem, więc mam nadzieję, że będą pyszne. upiekłam pasztet - wyszedł super :-).  na próbę kisiliśmy barszcz - nie  udał się niestety - i rurami ściekowymi popłynął do morza ;-).  na weekend upiekliśmy makowiec - tradycyjny, zawijany. prawie cały zjedliśmy. sami. w tygodniu planuję upiec mocno bakaliowy keks. zawsze był u mnie w domu i uwielbiam. oprócz tego piernik - pierwszy raz w życiu. na piernik są już chętni - wiec po świętach będą goście :-). 

w sobotę wysłaliśmy kartki z życzeniami .

czy o czymś zapomniałam? może tak, ale to nie ma znaczenia, bo i tak bardzo się cieszę na te święta :-)

 

15 grudnia 2011

królowa lasu ;-)

po prawdzie, z lasem niewiele ma wspólnego. ale muszę – nieobiektywnie – przyznać, że jest piękna (!). króluje w domku od mikołaja (nasza tradycja). nadal nie mogę się nacieszyć. co rano, jak tylko wstanę, zapalam lampki, i w domu od razu robi się miło. nie włączam innych świateł. nie zasłaniam okien, żeby sąsiadom też było miło :-) 
dziś w cukierni widziałam makowiec - marzenie. śmiał się do mnie z wystawy. i właśnie dlatego jutro piekę na weekend makowca :-)

14 grudnia 2011

grudzień miesiącem pomarańczy

zapach świąt, to dla mnie, m.in. zapach pomarańczy. ilekroć zamykam oczy i myślę o świętach, powraca do mnie z niezmienną intensywnością. jest to o tyle niezwykłe, że nieczęsto jadam pomarańczowe kule. można by rzec: rzadko. jestem lokalną patriotką. staram się jadać to co tu i teraz. mój owocowy świat to jabłko i spółka ;-).
ale gdy trawę pobieli pierwszy szron … nadrabiam całoroczne zaległości. na stole niepodzielnie królują pomarańcze :-). nie umiem tego wytłumaczyć. po prostu p o t r z e b u j ę.  no i ten zapach… wprowadza mnie w świąteczny nastrój. po nim już tylko grzyby i choinka :-). 
obieram więc kolejne owoce. tata robił to jak Bóg przykazał: dzielił skórkę nożem na cząstki i zdejmował, rozchylając, jak płatki kwiatu. ja mam swój unikalny sposób. obieram jak jabłko ;-). ostrożnie zdejmuję białą błonkę i gotowe. całe mieszkanko staje się pomarańczowe :-). czasami wbijam w skórki goździki. kładę na kaloryfer, albo robię z nich świeczniki. mmm…

pomarańcze i klementynki. chcesz jedną teraz ?

13 grudnia 2011

podręcznik wojownika światła p.coelho

to elementarz mądrych myśli. trudno było wybrać. ale ponieważ wojownik nie boi się wyzwań ;-) :


„wojownik skupia się na maleńkich cudach codzienności. jeśli potrafi w nich dojrzeć to, co piękne, znaczy to, że i on nosi w sobie piękno, bowiem świat jest zwierciadłem, w którym odbija się twarz każdego człowieka. i choć wojownik dobrze zna swoje wady i ograniczenia, robi co w jego mocy, by zachować pogodę ducha w trudnych sytuacjach. ostatecznie, świat zawsze stara się przyjść mu z pomocą, nawet jeżeli wszystko wokół wydaje się temu przeczyć.”



polecam na dobry początek dnia. w chwili smutku. i bez powodu :-)

10 grudnia 2011

przedświątecznie

do wigilii pozostały dwa tygodnie a zimy ani śladu. nie można dać zwieść się jesiennej aurze: święta tuż, tuż. nie jestem zwolennikiem wywracania życia do góry nogami, ale jakieś przygotowania poczynić należy :-).
w tym roku wigilia – po raz pierwszy – u siostry Leo :-).  my załatwiamy owoce. przygotuję krokiety z kapustą i grzybami, gołąbki i świąteczny pasztet. postaram się upiec piernik. według przepisu , który w ubiegłym roku dostałam od Ani. bardzo aromatyczny. u szwagierki na pewno nie będzie barszczu i pierogów. dla mnie to kwintesencja smaku wigilii. ale ciekawią mnie ich dania.
do obdarowania jest 7 osób :-). plus moi rodzice, plus chrześnica. w sumie 10 prezentów. wczoraj wyruszyłam na poszukiwania. pierwszy prezent kupiony :-). drugi jedzie kurierem. pozostało 8.  
muszę pamiętać o śpiewnikach, bo nie wszyscy znamy kolędy :-).
plan na dziś: wypisać kartki. no i mam gości, więc piekę ciasto z gruszkami :-)

8 grudnia 2011

chocolate time


zdjęcie z sieci
czekolada to moja słabość. lubię ją w prawie każdej postaci. ze względu na biodra staram się jednak ograniczać. dlatego delektuję się każdą kostką i każdym łykiem. każdym kęsem ciastka :-). a ciastka czekoladowe bywają pyszne … 

jest film pt. „Czekolada” z Juliette Binoche i Johny Depp’em. też pyszny ;-)

7 grudnia 2011

i kup tu prezent

choinka pyszni się od wczoraj, zastawiając pól pokoju i wyjście na balkon :-). to znak, że czas pomyśleć o prezentach.

nie lada wyzwanie. szczególnie jeśli chcemy, żeby obdarowany na widok prezentu rozpromienił się, jak słonko w południe. ciężko wybrać coś dla najbliższych. a im dalej, tym trudniej ;-). osobiście łatwiej mi wybrać coś dla kobiety, niż dla mężczyzny. łatwiej dla młodszych. młodych wszystko cieszy. 

kiedyś kupowałam tylko rzeczy niepraktyczne. tzn. takie, w których nie można ugotować, nie nadają się do prasowania i do pielenia ogródka. teraz zdarzają się odstępstwa. tylko wtedy, gdy wiem, że ktoś marzy o czymś praktycznym, a ciężko mu wygospodarować na to fundusze. wybierając upominek, od lat kieruję się zasadą, żeby wybrać coś, co obdarowany chciałby mieć, a z nieokreślonego powodu wciąż tego nie ma.    

w tym roku zebrało się parę prezentów do kupienia :-). wigilia jest u siostry Leo i będzie kilka osób :-). muszę pamiętać o śpiewnikach :-). żebyśmy mogli kolędować wszyscy wraz …

2 grudnia 2011

list do świętego

do mikołaja :-). to pierwszy święty, którego poznajemy.
dzieci rysują lub piszą listy. wysyłają. i zaczyna się oczekiwanie. chwilami niepewne (bo nie oszukujmy się: bywało się niegrzecznym ;-)). ale radosne, pełne ciekawości. czekają nie tylko na prezent. czekają też na mikołaja. może uda się podejrzeć, jak zakrada się przez okno? jak wkłada bratu pod poduszkę kolorową paczkę, albo jak wpada przez komin? może usłyszy się dzwonki reniferów? rano budzą się i rozpakowują prezent. cieszą się tak, jak tylko dzieci potrafią się cieszyć.

nastolatki mają nadzieję na prezent. no bo chyba rodzice coś kupią. ostatnio mówiły, że chciałyby mieć tę nową grę. uśmiechają się wyrozumiale, gdy młodsza siostra ekscytuje się mikołajem …

dorośli są dorośli. no to co? czy kupno upominku dla (nie)męża  to kłopot?  czy drobiazg otrzymany od bliskiej osoby nie sprawi nam radości? sprawi. oczywiście, że sprawi.

czasem warto spojrzeć na świat oczami dziecka. zachęcam do pisania :-)

1 grudnia 2011

czas prezentów :-)

Ania je, żeby żyć. nie odwrotnie. jedzenie to dla niej konieczność i nie sprawia jej frajdy. Adasiowi – mężowi Ani – wręcz przeciwnie :-). jaki prezent wymyślił Adaś dla Ani w kolejną rocznicę ślubu ? zabrał ją do najlepszej restauracji w mieście. jak na najlepszą przystało: był elegancki wystój, nienaganna obsługa, wykwintne menu. w karcie dań królowały: dziczyzna i ryby. co zamówiła Ania ? pierogi ruskie :-) :-) :-).

wysłuchaliśmy tej historii, siedząc w ogródku i zajadając lody (było upalnie :-)).

Adaś niezadowolony, bo:
  • tak bardzo chciał zrobić Ani frajdę
  • odkładał na tę knajpkę
  • to było dla niego święto: rodzinne i duchowe
  • jak mogła zamówić pierogi ?  
Ania niezadowolona, bo:
  • przecież on wie, że ona nie lubi
  • wydał tyle pieniędzy, że kupiłaby sobie co najmniej dwa prezenty, o których marzy
  • co to za rocznica ? (w znaczeniu, że zepsuł im ten dzień)
  • i ten kelner tak jej się przyglądał ? 
śmialiśmy się z nich serdecznie. do dziś uśmiecham się, pisząc te słowa :-).

czy wasi mężczyźni też czasami tak hmmm… trafnie ;-)… wybierają prezenty ?

28 listopada 2011

„japońska parasolka” rani manicka

powieść obyczajowa/romans, którego miejscem akcji są cejlon i malezja. inna kultura. inne obyczaje.  ten sam kobiecy świat. pełen … wszystkiego, co nam nieobce, bliskie. także pełen wiary, której nam często brakuje.  wiary w porządek świata. dającej siłę, by sprostać. wszystkiemu, czym obdarzy nas los. książka uzmysławia bezsens walki z życiem.  uczy, by z wiarą dać ponieść się jego nurtowi.

przecież – jak mawiał dziadek – nie zawrócisz kijem wisły :-)

25 listopada 2011

okiem dziecka

siedziałam na przystanku, czytając. obok mama z chłopcem (na moje oko 3-letnim). chłopiec – jak przystało na jego wiek – ruchliwy i rozmowny bardzo. siedzieliśmy dość długo, a autobus nie nadjeżdżał. w końcu doczekaliśmy się.  na przystanek wtoczył się długi przegubowiec. „jaki śliczny, kolorowy autobus, mamo!”  - zachwyciło się dziecko. oniemiałam. autobus, „z salonu”  żółto- czerwony, teraz od kół po okna pokryty był grubą warstwą błotnistego kurzu.  tylko miejscami prześwitywały kolorowe łaty. żółte i czerwone. chłopiec był autentycznie zachwycony. 
ta scenka przywołała inne wspomnienie. Ania i Adaś wrócili z młodą znad morza.  jakie jest morze? – spytałam malutką. brudne – odpowiedziała trzylatka.  też oniemiałam.    
dzieci są bardzo spostrzegawcze. widzą świat lepszym, niż dorośli.  pielęgnujmy dziecięcą życzliwość i radość świata. niech trwa do późnej starości :-)

24 listopada 2011

ciastko z niespodzianką

ze sklepu chińskiego. kupiłam je dawno temu, w czasach fascynacji feng-shui. sprzątając, znalazłam niespodziankę; czyli motto, które kiedyś wyjęłam z ciastka:

„ograniczenia niosą szczęście. pokonywanie ich sprawia ci przyjemność i prowadzi do wielkiego sukcesu” 

i co ja na to ???

22 listopada 2011

włos w zupie

rozpusta się szerzy. nie tylko wśród młodzieży. w znaczeniu: nie cenimy tego, co otrzymujemy od losu. wracam to tej myśli, jak zacięta płyta. bo ta myśl wraca do mnie, jak bumerang.

jechałam pociągiem. obok mnie mama z synkiem. obrała mandarynkę, podała chłopcu. spróbował i wypluł. „nie będę jadł mandarynki z pestkami”.

byłam w knajpce. obok ktoś zamówił zupę. niefortunnie – znalazł w niej włos. odsunął, poprosił kelnera, nie zapłacił. zupę pewnie wylano. przed knajpką ktoś inny przeszukiwał kosz na śmieci w poszukiwaniu resztek. dawno nie jadł sytej, gorącej zupy. czy włos by go zniechęcił?

znakiem naszego czasu jest brak szacunku. nie doceniamy. bo możemy. ale czy musimy? aż tak?

18 listopada 2011

łakomczuchy

mam szczęście do znajomych, którzy lubią jeść (może dlatego, że ja też lubię?). często przynoszą / przywożą  coś na ząb. były już: kurki w śmietanie, gruszki w syropie, pierniki świąteczne, oszukane flaki (takie z naleśnikami), zapiekanki i inne. same pyszności :-).
pamiętam pewnego sylwestra. po świętach zostało mnóstwo jedzenia. nie mieliśmy planów, więc zaprosiliśmy znajomych. przyszło dużo ludzi. każdy przyniósł coś smacznego. po imprezie miałam więcej jedzenia, niż przed :-).
dla potwierdzenia reguły - jest wyjątek :-). Ania je, żeby żyć. nie odwrotnie. jedzenie to dla niej konieczność i nie sprawia jej frajdy. chwilami myślę, że Ania  n i e   l u b i  jeść. ale zaraz zadaję sobie pytanie: czy to w ogóle możliwe ???
ostatnio staram się nie podjadać. Adaś mówi, że w przyrodzie nie występują stworzenia, które jedzą non-stop, o dowolnej  porze dnia i nocy. dla towarzystwa, ze stresu, z nudów.
motto do końca roku: jeść w zgodzie z naturą :-).

16 listopada 2011

okiem zmarzlucha

podobno nie ma złej pogody, czasami tylko jesteśmy nieodpowiednio ubrani :-).
żyjemy w czasach, gdy samochód jest niemal sprzętem AGD – jak lodówka czy pralka. wychodzisz z domu: dwa kroki do auta. jedziesz do pracy. parkujesz. pięć metrów dalej jesteś u celu :-). parkujesz przy wejściu do przedszkola, bo nie chcesz, żeby dziecko zmarzło / zmokło / spociło się. parkujesz tuż obok sklepu, bo po co chodzić z pełnymi torbami. denerwujesz się, że sąsiad postawił auto koło twojego okna, bo musisz zaparkować (trochę) dalej.
doświadczając świat zza samochodowej szyby,  nie jest ważne, jak się ubierzesz.  nie mają znaczenia pory roku. zawsze można włączyć ogrzewanie lub klimatyzację. 
jestem zmarzluchem. zimą chodzę owinięta szalem, w ciepłej czapie, rękawiczkach i kozakach (!).
podziwiam kobiety paradujące w pantofelkach w środku zimy. wiem, elegancja. cienkie rajstopy i spódnica przed kolano dopełniają stroju. nie zapięty płaszcz. nienaganna fryzura, która nigdy nie zaprzyjaźni się z czapką.

podziwiam. zazdroszczę zdrowia. pozdrawiam.

15 listopada 2011

parapetówka

byłam na parapetówce.
kupiliśmy prezent i pojechaliśmy. 
nie marzę o domu, ale:
było mnóstwo przestrzeni, mimo licznych gości.
kuchnia pachniała drewnem a wschodzące słońce napełniało ją (i kręcących się po niej ludzi) dobrą energią od samego rana.
jadalnia z dużym stołem, wokół którego można swobodnie chodzić,  nie trącając nikogo i niczego - to super sprawa.
jadalnia z wielkim oknem na ogród - to bajkowe doznanie.
okazało się, że salon 40 m jest w sam raz :-). kominek i wygodne kanapy są nie do przecenienia.
kryształowe żyrandole cudownie odbijają światło. jak w „ani z zielonego wzgórza”.

wszystkie te nowalijki sprawiły, że znów myślę o stole. tym bardziej, że wkrótce święta. a jak święta, to i goście.  chyba, że sama będę gościem. bo w tym roku – jak nigdy – nic nie wiadomo (?)

* * *
dziś byłam na filmie „listy do m.”  trochę się śmiałam, sporo wzruszałam. tak już mam ;-). super film na przedświąteczny czas. zajrzałam do galerii. widziałam co najmniej parę drobiazgów, które nadają się pod choinkę.  

krok po kroku … krok po kroczku … najpiękniejsze w całym roczku … idą święta :-)

11 listopada 2011

święty Marcin

święty Marcin jest patronem dzieci, hotelarzy, jeźdźców, kawalerii, kapeluszników, kowali, krawców, młynarzy, tkaczy, podróżników, więźniów, właścicieli winnic, żebraków, żołnierzy i … Poznania. to ostatnie najbardziej mnie cieszy. ze względu na rogale :-). 
zdjęcie z sieci
uwielbiam. rogalową tradycję poznałam dopiero po przeprowadzeniu się do wielkopolski. rogale marcińskie* można kupić tylko w okresie okołoświętomarcińskim. oczekiwanie sprawia, że smakują jeszcze lepiej. teraz już nie mieszkam w królestwie ziemniaka, więc w sprawie rogali liczę na przyjaciół. Ania i Adaś - jak co roku – są niezawodni. rogale, które kupują, to poezja smaku. i to w rozmiarze XXL. sama wcinam 3 lub 4.  kilo ciasta (!).  
* to rogale z nadzieniem z białego maku

9 listopada 2011

talerz sąsiada

czasami  nie doceniamy tego, co mamy, dopóki tego nie stracimy. czasami bezsensownie zazdrościmy innym.  
byłam kiedyś na weselu. była też dziewczyna w ślicznej sukience. prze-ślicz-nej. wyglądała cudnie. pomyślałam, że chciałabym wyglądać tak dobrze, jak ona. nie mogłam się napatrzeć. niewiele brakowało, żebym podeszła i zapytała, gdzie kupiła taką wystrzałową kieckę. odezwała się wrodzona nieśmiałość, zabrakło mi odwagi, nie zapytałam.
będąc ostatnio u rodziców panny młodej, dowiedziałam się, że tydzień po weselu, dziewczyna miała wypadek przy pracy. obcięła sobie 3 palce u ręki.

Leo często powtarza: nie zagląda się innym do talerza. dosłownie i w przenośni.
cieszmy się tym, co mamy :-). 

8 listopada 2011

potęga teraźniejszości e. tolle

książka, którą polecił mi Adaś. z takim błyskiem w oku, że od razu kupiłam. czekałam podekscytowana na wieczorne sam-na-sam. 

wiadomo, jakie potrafią być wstępy. czytałam więc cierpliwie, czekając na miejsce, w którym zacznie być ciekawie. czytałam to za dużo powiedziane. bo czy można powiedzieć, że się coś czytało, jeśli się nie rozumie czytanego tekstu ? im bardziej czytałam, tym bardziej nie rozumiałam. w okolicach 1/3 poddałam się.  odłożyłam do kąta i zapomniałam.

mijał czas. któregoś dnia zajrzałam ponownie.  o l ś n i e n i e :-). nie wiem, co przez ten czas zadziało się w mojej głowie, ale dopiero teraz mogę się podpisać pod recenzją M. Świetlickiego:

„jeśli nie ma przeszłości i przyszłości, jeżeli jest tylko teraźniejszość – to jest to najwłaściwsza książka na tę chwilę”.

trudna – jak dla mnie – książka o charakterze egzystencjalnym. mimo to, a może dlatego, polecam :-)

7 listopada 2011

imieniny

weekend upłynął pod znakiem imienin.


odsłona 1: przygotowania
na pierwszy ogień poszły krokiety. bo łatwe - kto to powiedział ?? nikt mi nie kazał... sama chciałam... krokiety to może nie problem. ale każdy krokiet musi być najpierw naleśnikiem ;-). pierwsze ciasto nie wyszło. drugie tak sobie. nie wiem, co się stało. przy smażeniu robiły się dziury i tyle. zadziałało fatum: chcesz zepsuć jedzenie - zaproś gości. albo dla zachowania równowagi w przyrodzie, bo farsz wyszedł wyśmienity :-). następnym razem zrobię łazanki ;-)
ciasto na szarlotkę spłynęło po formie (pierwszy raz piekłam w naczyniu ceramicznym). jabłek było za dużo, a solenizant wściekł się o „pierzynkę” z piany. przypaliłam orzechy na snikersa. mało brakowało, a zamiast masy krówkowej użyłabym sosu pomidorowego. 


odsłona 2: imprezka
goście dopisali. zjedli ze smakiem prawie całe ciacho – przypalone orzechy nie są złe ;-) – i całą resztę. spędziliśmy bardzo mile tę sobotę. niedziela była spacerowa :- )

4 listopada 2011

alchemik - p. coelho

wiele lat temu pożyczyła mi tę książkę Ania. pamiętałam, że bardzo mi się podobała. nic więcej. nic. nie potrafiłabym powiedzieć o niej dwóch zdań. sięgnęłam ponownie:

(…) są siły, które na pierwszy rzut oka wydają się złe, ale tak naprawdę uczą cię, jak tworzyć Własną Legendę. przygotowują twojego ducha i twoją wolę, bo na tej planecie istnieje jedna wielka prawda: kimkolwiek jesteś, cokolwiek robisz, jeśli naprawdę z całych sił czegoś pragniesz, znaczy to, że pragnienie owo zrodziło się w Duszy Wszechświata. i spełnienie tego pragnienia, to twoja misja na ziemi (…). Dusza Wszechświata żywi się szczęściem ludzi. albo ich nieszczęściem, zawiścią, zazdrością. spełnianie Własnej Legendy jest jedyną powinnością człowieka. wszystko jest bowiem jednością.
i kiedy czegoś gorąco pragniesz, to cały wszechświat sprzyja potajemnie twojemu pragnieniu (...)

wspaniała książka. pierwsza kandydatka na tegoroczny prezent pod choinkę :-)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...