28 września 2012

kwiaciarka k. de montepin

paryż, XIX wiek. 
wg wydawcy: romans. w moim odbiorze: kryminał. mimo wielości wątków miłosnych.
powieść napisana językiem jaśnie państwa, który wprowadza czytelnika w atmosferę salonów. 

mistrzowska intryga.
lekcja pokory wobec tego, co niesie los.

czytałam z zaciekawieniem, choć nie mój klimat. 

26 września 2012

młodość

niejedno ma imię.

weekend - choć to już historia - upłynął pod znakiem jubileuszu teściów. poważna sprawa:


z ł o t e    g o d y

jubilaci dostali medale, życzenia, gratulacje. były łzy wzruszenia. szampan i tort. petarda z płatkami róż*. tańce do rana. beze mnie - of course. bo ja - w przeciwieństwie do jubilatów i spółki (czyt. równie wiekowych znajomych) - nie mam kondycji do porannego balowania. wyszłam przed pieczarkową(!) (mistrzostwo świata z łazankami). zostawiając sędziwe towarzystwo na parkiecie.

jak to możliwe ?

ps: była pyszna sałatka grecka (rzadkość) i niesamowite ciasto bezowe. niesamowite.

* super sprawa, choć można zejść na serce przy odpalaniu ;-)

25 września 2012

wewnętrzne przebudzenie c.p.sisson

mądrość. mądrość. mądrość. 
nie czyta się lekko.
wymaga uważności.
idealna na trasę praca - dom.
przeczytasz na tyle mało, żeby zapamiętać.

jak kiedyś ktoś ładnie powiedział (przy innej okazji): "dobry przewodnik na czas przełomu".
na każdy czas.

22 września 2012

jesień ... start

od dziś jest jesień (astronomiczna). jednocześnie - dziś studniówka: do końca roku pozostało 100 dni :-)
kolory na wieczór to lila (liliowy?) i róż (różowy?). kto by pomyślał, że moje najlepsze buty, będą różowiutkie ??? chichot losu :-)
do tego czasu: kurtka i szalik. i okulary. zwane potocznie przeciwsłonecznymi. w sensie dosłownym - nie potrzebuję. uwielbiam słonko i nie mam nic przeciw ~ (wręcz przeciwnie :-))
rzeczone okulary, przydają się - jak znalazł - jesienią. przeciwwietrznie. zamiast gogli ;-) 


jesienią, jesienią sady się rumienią;
czerwone jabłuszka pomiędzy zielenią.
czerwone jabłuszka, złociste gruszeczki
świecą się jak gwiazdy pomiędzy listeczki.

jesienią - m. konopnicka

21 września 2012

pogoda na dziś


rześko. 7 stopni. przygotowana na tę ewentualność, ubrałam się w ciepłą kurtkę. w torbie przytulne rękawiczki. bo nigdy nie wiadomo.
tak wyposażona, mogę iść na koniec świata. czekać godzinę na autobus. jechać nieogrzewanym pociągiem. mogę wszystko :-)
po drodze minęłam chłopca – szkolnego – ubranego w czapkę i golf po oczy.
natomiast: adaś nadal paraduje w krótkim rękawie. razem wyglądalibyśmy zjawiskowo ;-)

czy dorosły zmarzluch może przemienić się w istotę gorącokrwistą? są jakieś kursy, seminaria, podręczniki ???


*  *  *  *  *

do dziś myślałam, że o tabelach przestawnych wiem wszystko. zaiste. 

19 września 2012

jak rozpoznać jesień

u mnie - najprościej - po jedzeniu. na stole pojawiają się, niespotykane w ciepłych porach roku, sałatka jarzynowa i bigos. herbata z miodem i cytryną. z sokiem malinowym. ciasto marchewkowe. szarlotka. nastaje czas pieczenia pasztetów i chleba z kminkiem.
oraz
przypominam sobie o uroku świec. odkopuję porzucony wiosną olejek do aromaterapii. wymieniam zeszłoroczne kasztany na nowe :-)
w tym roku zastanawiam się czy nie pójśc krok dalej: kalosze poproszę ?

17 września 2012

na dobry początek


udanego tygodnia :-)

16 września 2012

do kompletu


do fioletu.
pomalowałam paznokcie na lila (cudne zeszłoroczne). i ruszyłam w miasto. świetny lakier. dziewczyny były zachwycone :-)
niespodzianie - odwiedzili nas ania i adaś. jak zwykle: przywieźli prezenty. jak zwykle: piękne dynie. w tym roku są wyjatkowe: wyglądają jak ozdoby z kolorowego szkła. poza tym dostaliśmy ceramikę bolesławieckią. jak zwykle :-)

14 września 2012

fioletowy wrzesień

bo śliwki
bo wrzosy

ten egzemplarz dostałam od teściowej.
nieduży, ale no to co ;-) 

kto uwierzy, że wtorek spędziłam (półnago) na trawie w parku ? nikt. bo oto nastał czas herbaty z malinami i kakao. dla mnie - zdecydowanie - herbatka :-)

13 września 2012

słodkości

podobno - zasłyszane w mediach publicznych - normalny poziom zjadanych słodyczy to jedna  słodycz miesięcznie.
jedna.
na miesiąc.
cały. 

mission impossible.


ale:
to, co podjadam ostatnio uwłacza rozsądkowi. jakiemukolwiek - nie tylko zdrowemu ;-)
przebojami tego lata były:
tort bezowy z orzechami
bezy z kremem kawowym
(wyjątkowo nie przeszkadza mi w tym zestawie smak kawy)
lody czekoladowe

lato już - pomału - za nami. muszę się zredukować ;-). bo biodra - jesienią - szaleją jeszcze bardziej. będę - za przykładem pewnej pięknej zofii - nadal jeść to co lubię, tylko w zdecydowanie mniejszych ilościach :-)

O.K. ?

12 września 2012

jesienne porządki

- jak poloneza - czas zacząć :-)

słoje i słoiczki ze skarbami domowej roboty na dobre rozgościły się w kuchni. zajmując pół podłogi.
nie mając wyboru, pojechaliśmy do przydrożnego sklepu i nabyliśmy kolejną piwniczną półkę. mam nadzieję, że starczy na ho, ho, ho... albo i na dłużej ;-). 
przy okazji trafiłam na kosz, w którym idealnie upchnęłam inne kuchenne zawalidrogi:

pasuje jak ulał :-)
ile miejsca wokół :-)

w międzyczasie, po cichutku, rozkwitł lub zaowocował kuchenny kroton:



pięknie dziś pachnie. jesienią.

11 września 2012

letni czas

lubię upalne jesienne dni. 
jak dziś. 


na balkonie - choć już jesiennie - zadomowił się przygodny pasikonik :-)


cudne popołudnie: pojechaliśmy rowerami do parku. leżeliśmy pod dębem. graliśmy w badmingtona. zjedliśmy struclę makową. na pożegnanie dąb zbombardował nas żołędziami :-)

5 września 2012

(wyjątkowo) czarna środa

niewiarygodne, bo środy są maj fejwrit :-)
ale.
nie tym razem.
nic nie mam na obronę.
oby do czwartku.

poza tym:

paprykarz na ukończeniu. pościel zamówiona. obiadowo udało się pyszne leczo.

w krwiobiegu mam kawę zamiast krwi. nie wiem kto-co mnie podkusiło. latte było wyjątkowe. co nie zmienia faktu, że to wciąż kawa. brrr. mam dosyć do 2025. co najmniej :-)

2 września 2012

wakacyjne ostatki

ostatni weekend wakacji uczciliśmy na 40-stych urodzinach Ani. niezwykłe, bo rzadko która kobietka przyznaje się do tak-sędziwego-weku ;-) będąc nad morzem, zafundowaliśmy jubilatce pierścionek z bursztynem. pół łeby wybierało, i dobrze wybrałyśmy :-). było przemiło. prezentem wieczoru została półtorametrowa żyrafa. takie imprezy przypominają mi o upływającym czasie. bo - mimo, niepicia alkoholu - dziś czułam się skacowana. myślę sobie, że to ze starzenia ;-)

jak to zwykle bywa po letnich powrotach z wielkopolski: w domku masa pracy. Adaś wywiązał się z malinowej obietnicy. dostałam 3 kilo owoców prosto z krzaka :-) dodatkowo: sto kilo pomidorów, które od dziś przemieniam w paprykarz na zimę. pierwsza porcja to 11 słoiczków. planuję jeszcze dwie - a kto wie - może trzy :-) bo pyszności nigdy za wiele :-) zajmie mi to chyba cały tydzień :-)
nie opuszcza mnie zakupowe szaleństwo. powiedziałabym nawet, że przeciwnie. ciągle mam chęć coś kupić. mnóstwo wszystkiego. jak mawiał pewien czterolatek do swojej mamy: kup mi buty albo lizaka. czekam cierpliwie, aż minie. tak się nie da żyć ;-)

jutro szkoła. dla małych i niektórych dużych. Ania pierwszy raz wyrusza do przedszkola w charakterze pani. trzymam kciuki :-)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...