cała prawda o nim :-)
29 lutego 2016
26 lutego 2016
dwoje w kuchni
jednoosobowej (dla przypomnienia).
przygotowuję obiad.
warzywa, przyprawy, cebula (dla odmiany). tak, cebula jest znacząca. ogrzała się na tyle, że kuchnię przepełniają olejki, wyciskające łzy z oczu.
wchodzi on.
- coś tu pachnie lakierem do paznokci ? - na wpół stwierdza, na wpół pyta.
- (???) jakim kolorem ?
24 lutego 2016
onn, onna, ennio
chcąc wpisać się w klimat (europejskiej stolicy kultury), ubrałam się w dekolt i szpilki.
powinnam była raczej otulić się puchem. kto był - potwierdzi.
(poza tym) było cudownie.
23 lutego 2016
20 lutego 2016
smakołyki (2)
dziś o jedzeniu, które bardzo lubię, a które rzadko robię. tak rzadko, że sama się sobie dziwię. i nie mam na myśli marcinka, który jest lekki jak chmurka i składa się z dziesiątek cienkich warstw. ani sękacza, wymagającego opiekania nad rusztem setki jaj. chodzi mi o smaki, które znam od dziecka i które są dziecinnie proste w wykonaniu. a mimo to rzadko je robię. tak rzadko, że sama się sobie dziwię. bo sam dźwięk słów fasolka po bretońsku wprawia moje ślinianki w zachwyt.
zacznijmy więc od fasolki. uwielbiam. im większa fasola, tym lepiej :-) namoczyć na noc, zagotować, dodać cebulę przyrumienioną na złoto z aromatycznymi przyprawami i sporą ilością koncentratu pomidorowego. królewskie danie, które (prawie) samo się robi. wiem: ktoś musi pokroić cebulę. wiem.
zacznijmy więc od fasolki. uwielbiam. im większa fasola, tym lepiej :-) namoczyć na noc, zagotować, dodać cebulę przyrumienioną na złoto z aromatycznymi przyprawami i sporą ilością koncentratu pomidorowego. królewskie danie, które (prawie) samo się robi. wiem: ktoś musi pokroić cebulę. wiem.
placki ziemniaczane. wspomnienie z dzieciństwa na temat placków, to tata trący ziemniaki i trący i trący (...) wtedy placki były wyzwaniem. dziś są inne czasy, a mój robot uwija się z tym zadaniem w minutę. plus/minus :-). trochę oleju do smażenia i jedno z moich ulubionych dań gotowe. a mimo to rzadko je robię. bardzo rzadko.
łazanki z kiszoną kapustą i grzybami. to moja (uproszczona) wersja pierogów. proste i pyszne danie, które wszyscy (moi znajomi) lubią. lubicie?
jabłka w cieście. najlepszy jesienny podwieczorek. pokrojone jabłka + ciasto naleśnikowe + odrobina pudru. są chętni ?
jabłka w cieście. najlepszy jesienny podwieczorek. pokrojone jabłka + ciasto naleśnikowe + odrobina pudru. są chętni ?
na tym powinnam skończyć. ale.
wspomnę o gołąbkach. które - gdyby nie konieczność odrywania liści od kapusty - też mogłabym zakwalifikować do prostych dań. przygotowanie kapusty - która jest moją ulubioną częścią gołąbka - sprawia, że jest to - dla mnie - poziom high level. a bardzo, bardzo lubię :-)
ps1: macie ulubione dania, które rzadko robicie ?
ps2: macie jakiś patent na tę kapustę ?
18 lutego 2016
planeta singli
ósemka na filmwebie obudziła we mnie nadzieje na wieczór pełen śmiechu.
w mojej ocenie to piątka (w dziesięciostopniowej skali).
wisienką:
piękna weronika książkiewicz.
16 lutego 2016
smakołyki (1)
jedzenie to moje hobby :-) mimo, że jestem miłośniczką i ciekawią mnie nowe smaki, nie mogłabym wziąć udziału w programie typu ugotowani. bo wielu rzeczy nie jem. zawsze tak było. a im dłużej żyję, tym mniej składników gości w moim menu.
chwilę temu zorientowałam się, że są potrawy, za którymi przepadam, a które rzadko jadam. dziś napiszę o tych, których nigdy nie robię. bo nie umiem. *
po pierwsze: uwielbiam pierogi. każda wigilia pachnie tymi z kapustą i grzybami. mocno przyrumienionymi. okraszonymi złotą cebulką, długo smażoną na wolnym ogniu. nie będę oryginalna, mówiąc: najlepsze robi moja mama. inne - mistrzostwo świata w wykonaniu babci - to pierogi z kaszą gryczaną i białym serem.
pierogi są wyzwaniem, którego nie podejmuję. te pierwsze zastępuję łazankami. drugie: gotowaną kaszą, posypaną świeżym białym serem, zrumienioną cebulą, oprószone solą. polecam na jesienno - zimowe śniadanie. najlepiej smakują w blasku choinki. i w leniwe, sobotnie - dajmy na to - poranki :-)
po drugie: faworki. cienkie, chrupiące, kruche. w domu rodziców smażyliśmy je całą rodziną. cały wieczór. często do późnej nocy. tylko w czasie karnawału. przysmak wszech czasów.
faworki wymagają jeszcze więcej pracy, niż pierogi. i choć włożony wysiłek odwzajemnia się nieziemskim smakiem ... nie robię ich po prostu. mam to szczęście, że zdarzają się weekendy, gdy wsiadam w samochód, a dwieście kilometrów i dwie godziny później mogę delektować się smakiem, który uwielbiam :-)
czy jest jeszcze ktoś, kto nie robi (sam dla siebie, dla bliższych i dalszych) swoich ulubionych dań ? czy tylko ja (we wszchświecie) ??
faworki wymagają jeszcze więcej pracy, niż pierogi. i choć włożony wysiłek odwzajemnia się nieziemskim smakiem ... nie robię ich po prostu. mam to szczęście, że zdarzają się weekendy, gdy wsiadam w samochód, a dwieście kilometrów i dwie godziny później mogę delektować się smakiem, który uwielbiam :-)
czy jest jeszcze ktoś, kto nie robi (sam dla siebie, dla bliższych i dalszych) swoich ulubionych dań ? czy tylko ja (we wszchświecie) ??
* wymówka. wiem.
14 lutego 2016
12 lutego 2016
pomaluj mój świat
kolorowanki dla dorosłych, to moja kolejna fascynacja.
do niedawna widywałam mało reprezentacyjne wydania. ale gdy kilka dni temu trafiłam na piękny, elegancki notes - od razu wiedziałam, że to idealny prezent dla Ani.
jest to kolejna propozycja uniwersalnego prezentu. dla niej i dla niego*. warto podarować ją razem z kredkami (i temperówką :-)
* gdziekolwiek zostawię otwarty mój egzemplarz, po powrocie zastaję nad nim kolorującego mężczyznę ;-)
* gdziekolwiek zostawię otwarty mój egzemplarz, po powrocie zastaję nad nim kolorującego mężczyznę ;-)
10 lutego 2016
w starym kinie
uwielbiam klimat starych kin. i ich zapach.
jest niepowtarzalny. i dobrze mi się kojarzy. z lekką nutą sentymentu :-)
8 lutego 2016
5 lutego 2016
3 lutego 2016
woman in love
pewnego zimowego dnia (gdy zmarzłam w stopy (tak, takie rzeczy się dzieją, pomimo wyjątkowo łagodnej zimy)) postanowiłam, że tak dłużej być nie może. potrzebne mi kozaki. nowe. w ulubionym czarnym. a że w sklepach dłuższy czas nic nie rzuciło mi się w oko ...
weszłam - żeby zobaczyć trendy - na zalando.
(nie kupuję ubrań w sieci. tym bardziej butów. do ślubu były wyjątkiem. bo to buty na jedno wyjście).
i znalazłam te. wymarzone. piękne. stworzone dla mnie. miłość od pierwszego. jak niegdyś torebka.
i znalazłam te. wymarzone. piękne. stworzone dla mnie. miłość od pierwszego. jak niegdyś torebka.
mimo motyli w brzuchu, postanowiłam poczekać na przecenę. poczekałam. a buty w międzyczasie wykupili. wykupiły(ście).
ale
ponieważ zalando przyjmuje zwroty ... kilka następnych dni spędziłam w wirtualnym sklepie obuwniczym ;-) i dopiero wtedy, i przez przypadek, odkryłam funkcję informowania klienta o dostępności wymarzonego towaru. zapisałam się i ... mimo wszystko zaglądałam na stronę.
aż dostałam maila, że są (!). marzenia się spełniają. lucky me :-)
proszę mieć na uwadze - napisało zalando - że w
przypadku, gdy wielu klientów złożyło zapytanie o rozmiar, artykuł może być
dostępny jedynie przez krótki czas i może zostać szybko wyprzedany.
(nadal zakochana) od razu kliknęłam do koszyka. po czym próbowałam założyć konto, żeby sfinalizować zakup. kilkukrotnie i bezskutecznie. telefon do centrum obsługi nie pomógł. po paru godzinach (które dla mnie trwały lata świetlne) dostałam info, że już: mogę kupować. ponownie podeszłam do kasy. tym razem: nie mogłam się zalogować.
- nie pamiętasz hasła ? - zapytało zalando
- widocznie (?), prawdopodobnie (?), nie pamiętam (?) - odpowiedziałam.
do dziś czekam na maila z nowym hasłem. i nawet nie zaglądam, czy jeszcze są.
tak bywa z miłościami mojego życia:
czasem wszechświat wie, że są nie dla mnie :-)
1 lutego 2016
in a glass of
mango lassi. far too sweet.
anyway: great evening.
anyway: great evening.
tytuł dzisiejszej notki zgapiłam* od Cynii, która na swoim blogu opowiada o życiu kolejnymi wypitymi filiżankami. bardzo ciekawie. zajrzyjcie :-)
tymczasem styczeń niepostrzeżenie ustąpił miejsca lutemu.
* bossz, zapomniałam już, że istnieje takie słowo :-) istnieje, prawda ?
Subskrybuj:
Posty (Atom)