lekko
pracująca sobota. po południu kino ze znajomymi. rzuciłam w przelocie okiem na
fatałaszki. kiedy ja ostatnio byłam w sklepie ??? wieki temu :-). przez
najbliższy miesiąc nie będzie okazji. wykorzystałam więc wolne niedzielne
przedpołudnie i wyciągnęłam Leo do galerii. musieliśmy być na zakupach naprawdę
dawno, bo chętnie się zgodził. w galerii przyjemny chłodek i jesień, proszę państwa.
zima nawet. pojawiły się kozaki. przymierzyłam cieplutką kamizelkę i cudną puchową kurtkę. śmiesznie
wyglądała w połączeniu z sandałami i opalenizną. kupiłam dwie letnie sukienki.
w tym jedną białą (jupiiiii …. nareszcie biel w szafie :-)) zjadłam lody i nie wygrałam nic na lodowej
loterii. wychodząc ze sklepu doznałam szoku termicznego. gorące powietrze niesamowicie kontrastowało z
chłodnym wnętrzem. termometr pokazał + 35. kto by się spodziewał? pewnie każdy, kto ogląda tv ;-). popołudnie
spędziliśmy na rowerach i w parku. popijałam lemoniadę. prawdziwą.
jaki
był miniony weekend? jak mawia pewna znajoma: krótki :-)
urlopowy nastrój nadal trwa :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz