wypełniony po brzegi. rozoczęty szybką wizytą u rodziców. zakończony gośćmi u nas. rozdałam pierwsze mikołajkowe upominki. oraz: po raz kolejny obserwuję połączoność naczyń. tym razem w małżeństwie (choć nie tylko).
jadąc do rodziców, pomyślałam, że moglibyśmy z leo kupić sobie pewien wspólny prezent pod choinkę. po chwili mąż zaproponował to samo. znajomi obdarowali nas niecodziennym naczyniem. zapytani, co powinniśmy w nim trzymać, i on i ona (niezależnie) wskazali takie samo przeznaczenie.
przeczytałam kiedyś, że żeby dobrze razem żyć (w rodzinie, małżeństwie, przyjaźni) trzeba przeżyć ze sobą minimum trzy życia. po siedmiu układ jest idealny. mam nieodparte wrażenie, że aktualne życie jest naszym wspólnym siódmym. bo im dłużej, tym lepiej :-)
Jak to mówią 'great minds think alike' ;)
OdpowiedzUsuńno nie wiem, czy od razu wielkie ;-)
Usuńale to bardzo miłe, anyway :-)
hej, wpadłam i spodobało mi się tu u Ciebie :-)
OdpowiedzUsuńdołączam do grona obserwatorów i zostaję na dłużej :) chętnie będę czytała Twoje wpisy :D
tym samym będzie mi miło jeśli do mnie wpadniesz sissi1910.blogspot.com :)
dziękuję za odwiedziny :-)
Usuńbędę zaglądac do Ciebie :-)
Przypomnialas mi o Mikolajkach... Dziekuje!
OdpowiedzUsuńJ.
cała przyjemność po mojej stronie :-)
UsuńPodoba mi się teoria z tymi "życiami" :) ...aż zaczęłam się zastanawiać, które to właśnie "przeżywamy" :)))
OdpowiedzUsuńi co ci wyszło :-) ?
UsuńSiedem żyć?? :D ja jakoś pomyślałam o latach... byłoby łatwiej ;p choć o siedmiu latach mówi się, że ten wspólny siódmy jest kryzysowy....
OdpowiedzUsuńP.S. Czy Leo był we wszystkich filmach dobry? Tego nie wiem, bo nie widziałam wszystkich :) ale ostatnich kilka - jak najbardziej tak!
hmm... coś w tym jest. nasz siódmy był - powiedzmy - burzowy ;-)
Usuńchoć - mam nadzieję - nie jest to regułą :-)