było tak wietrznie i deszczowo, że nie mogło być mowy o rozbieraniu. sukienki pojechały, powisiały i wróciłyśmy ;-)
- bardzo udany zakup - powiedział. o kangurce z kapturem i linami do cumowania sporych łodzi. nie to miałam na myśli, mówiąc, że mu udowodnię.
uratowała nas sauna, zupy i kluby. przebojem tegorocznego lata: szachy (!).
uratowała nas sauna, zupy i kluby. przebojem tegorocznego lata: szachy (!).
było na tyle ciepło, że zdążyłam się zakochać w nadmorskich naleśnikach. przy szachach - otulona kocem - sączyłam mrożoną. i dałam się wyciągnąć na rower.*
* wróciłam przemoczona do suchej nitki. jak kiedyś, przy chatce górzystów. tyle, że teraz nie było ognia, przy którym mogłabym wysuszyć skarpetki i ogrzać dłonie.
Aj no to wakacje udane, mimo zimna ;) :*
OdpowiedzUsuńhmm... w zasadzie udane.
Usuńco nie zmienia faktu, że zmarzłam. a to takie mało wakacyjne, indeed :-)
Haha, no trudno uwierzyć, że zmarzłaś :)
OdpowiedzUsuńPrześlij mi trochę tego chłodu tutaj ! Ja umieram z gorąca :(
OdpowiedzUsuńWszyscy o upale opowiadają, a tu nagle ktoś zmarzł!
OdpowiedzUsuńSzkoda, że ogniska do suszenia skarpetek nie było, bo to niepowtarzalny klimat stwarza.
I cieszę się, że były nadmorskie naleśniki i sauna :))
Od lat, bez względu na porę roku, marznę nad morzem. No nie zaskoczyłaś mnie :D
OdpowiedzUsuńAż mi się ciśnie na usta "zazdroszczę", chociaż to nie tak. Piekarnik, jaki ostatnio mam w mieszkaniu, trochę osłabia, jednak zimno to też nie najlepsze doznanie. Mogłaby być jakaś umiarkowana letnia pogoda w naszym umiarkowanym ponoć klimacie.
OdpowiedzUsuńDałabym teraz wszystko za to wietrznie i deszczowo...
OdpowiedzUsuń