siedząc
na fotelu dentystycznym, powstrzymywałam się, by nie dygać do (rytmu)
muzy w tle. love it :-) ledwo pamiętam, że było (tak bardzo) inaczej.
dziś zdarza się, że z niedowierzaniem słucham koleżanek, które cierpią u ... kosmetyczki. would like to understand.
w tej chwili nawet wizyta u dentysty wydaje mi się szczytem luksusu, niezależnie od muzyki ;)
OdpowiedzUsuńnaprawdę ? dlaczego ?
UsuńBo oznacza siedzenie a może nawet leżenie na tyłku przez co najmniej 20-30 minut i w dodatku bez nawoływań, okrzyków i płaczu, który normalnie uniemożliwia mi tego typu luksusy ;)
UsuńPs. Nie narzekam tylko stwierdzam jak jest - jedna blogująca matka napisała kiedyś, że zasneła na fotelu dentystycznym i zdecydowanie wydaje mi się to wykonalne.
teraz rozumiem :-)
UsuńHehe ja do dentysty lubię chodzić :D
OdpowiedzUsuńJa może u dentysty nie tańczę, ale przeżyłam już tyle na ichnim fotelu, że nie jest to dla mnie jakaś straszna wizyta.
OdpowiedzUsuń