weekend
rozpoczęliśmy piątkową wizytą u cioci. upiekłam (milionowy w tym roku) rabarbarowiec. spędziliśmy miłe,
leniwe popołudnie w czereśniowym ogrodzie. zostałam obdarowana pysznotami z ciocinego skarbca (--> piwnicy). wyszperałam super krzesła. stare, okrągłe,
nieużywane. będą moje :-) wieczorem – razem z rodzicami – wróciliśmy do nas. rodzice
bywają u nas baaaardzo rzadko. było
miło, choć pracowicie: kuchnia pracowała na pełnych obrotach :-)
na marginesie: jeśli goście goszczą all weekend komplet sztućców nie
wystarcza (u mnie w kuchni brakuje też naczyń, ale to inna historia)
wieczory spędzaliśmy
przed telewizorem. po wczorajszym maratonie anglia – włochy ledwo na oczy
patrzę ;-)
ponadto - jak nigdy - mam postanowienia na ten tydzień:
ponadto - jak nigdy - mam postanowienia na ten tydzień:
1 uprasować
nieuprasowane
2 zrewolucjonizować szafy.
zgodnie z zasadą umiaru.
3 pójść na jogę
a przede wszystkim: lato wszędzie :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz