mimo to spacerowałam. wspinałam się i schodziłam. zdobywałam osobiste everesty. szczególnie: gdy pod górę, a wiatr deszczem w twarz.
dla rozluźnienia pływałam. oraz tańczyłam :-)
trzy dwukanapkowe śniadania + trzy dwudaniowe obiady zaowocowały trzema dodatkowymi kilogramami. mimo ponadprzeciętnej aktywności. zaskakujące.
smak weekendu to naleśnik biszkoptowy z puszystym serem i dżemem jagodowym w chatce górzystów. pomiędzy ulewnym podejściem a nieporównywalnym, choć także w deszczu, powrotem :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz