wczoraj był dzień cudów. najpierw – mimo niespotykanego, wielkiego porannego zmęczenia – opuściłam przytulne pielesze. w miarę upływu dnia nabierałam sił i energii. po południu byłam u dentysty. godzinę przed umówioną wizytą. mimo wszystko optymistycznie nastawiona na ponad godzinne oczekiwanie. w poczekalni … jak nigdy … pusto. dok przyjął mnie od razu. odkamienianie – zwykle nieprzyjemne – wczoraj było bardziej niż znośne. mimo absolutnej dokładności. nowa jakość życia :-). zauroczona odkrytą na nowo bielą, powstrzymałam się od wieczornej herbatki.
czy to oznacza, że l u b i ę chodzić do dentysty ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz