na pytanie: „co robi się samo?” znajduję jedną odpowiedź: bałagan. w naszej chatce powinien być traktowany jak domownik ;-). mimo licznych starań, nie umiałam się go pozbyć. bywały dni, gdy starania przeradzały się w ataki (sprzątania). bywały momenty, gdy niezapowiedziani goście uruchamiali paniczne próby zaprowadzenia ładu w expressowym tempie.
teraz wydoroślałam. zmądrzałam. znalazłam sposób. oswajam :-).
grunt to systematyka. najpierw wszystkiemu w domu trzeba znaleźć swoje miejsce. potem z uporem maniaka należy pilnować, aby wszystko było na tym miejscu. najlepiej od razu po użyciu. wiem, bywa niewykonalne. to choćby pod wieczór. przed ulubionym filmem, książką, myciem zębów. ja zaczęłam od kuchni. nigdy nie spieszyło mi się ze zmywaniem. mam zmywarkę, ale to nie wszystko. często kuchenny zlew bywał zapełniony różnościami. obiecałam sobie, że wieczorami będzie pusty. obietnic trzeba dotrzymywać. przy okazji zmywania, uprzątałam różności z okolicznych blatów. po kilku dniach Leo spytał: zauważyłaś, jak u nas ładnie w kuchni ? udałam, że nie wiem o co chodzi :-). tak, małymi kroczkami, wyganiam wszędobylskie bałaganisko :-). prawie się udało :-). "prawie" czyni różnicę. chcę przez to powiedzieć, ze jeszcze chwilka i bałaganu nie będzie u nas wcale :-).
jeszcze bywa. czasami. rzadko. ale bywa.
* * *
żeby rozwiać ewentualne wątpliwości: nigdy nie będę czyściochem na 100% :-).
* * *
bałaganiarzom absolutnym polecam zawieszkę z empiku:
w ubiegłym tygodniu mój dom lśnił czystością. dlaczego wtedy nikt nie przyszedł?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz